Zużycie prądu jest jednym z liczących się obciążeń w każdym gospodarstwie domowym. Na całe szczęście dzisiaj, w dobie opomiarowania właściwie wszystkich mediów, mamy wpływ na wielkość ich zużycia. Mówiąc o mieszkaniu gdzieś w bloku, największymi obciążeniami są (w kolejności wielkości opłat) czynsz, ogrzewanie, prąd, woda ciepła, woda zimna i wywóz śmieci. Do tego dla co poniektórych dochodzą opłaty za wspólnotę mieszkaniową, inaczej za fundusz remontowy, oraz za udziały w gruncie jeśli mieszkanie jest własnościowe. W nieco lepszej sytuacji są właściciele domów jednorodzinnych, niemający czynszu ani wspólnoty, za to płacący o wiele większy podatek gruntowy i mający na swojej głowie każdą awarię.
Pytanie czy warto oszczędzać? Oczywiście tak. Nawet jeżeli efekt nie będzie spektakularny w poszczególnej „dyscyplinie”, urwanie parunastu złotych na gazie, prądzie, wodzie daje w sumie oszczędności w skali roku idące już nawet w tysiące złotych. Dzisiaj zrobimy sobie audyt energetyczny przeciętnej wielkości domku na wsi, w którym mieszka rodzina 2+2. Zaczniemy od stanu obecnego, przyjmując, że państwo Nowakowie płacą za energię elektryczną 245 złotych miesięcznie.
Czym jest audyt elektroenergetyczny? W dużym uproszczeniu jest on zewidencjonowaniem każdego – podkreślam – KAŻDEGO odbiornika prądu, bez względu na to czy zużywa 1 wat, czy 1 kilowat lub więcej. Dom państwa Nowaków stoi na tysiącmetrowej działce, i nie posiada żadnych udogodnień typu solary, rekuperacja, fotowoltaika. Jest ogrzewany gazem z sieci miejskiej i kominkiem z rozprowadzaniem ciepła. W podpiwniczeniu znajduje się garaż na jeden samochód, oraz warsztat do prac przydomowych, a także trzy piwniczne boksy na rzeczy, które nigdy nikomu się nie przydadzą. Na parterze jest spory salon z aneksem kuchennym, łazienka, pomieszczenie gospodarcze i sypialnia seniorów wraz z gabinetem pana domu. Na piętrze dwie sypialnie dzieci, bawialnia lub jak kto woli pokój gościnny, łazienka i tak zwana komórka.
Domownicy wiodą normalny tryb życia. Nie są nocnymi markami, spać kładą się co prawda nieregularnie, ale rzadko światło gaśnie po północy. Na wyposażeniu domu, mówić będziemy wyłącznie o rzeczach napędzanych prądem, są same standardy: pralka, spora lodówkozamrażarka, zmywarka, dwa żelazka, dwie farelki w łazienkach, dwa telewizory, jeden laptop, dwa kompy stacjonarne, kino domowe, oraz cały arsenał zasilaczy do komórek, podświetlaczy schodów, oświetleniowy, wliczając w to uruchamiane wyłącznikiem zmierzchowym oświetlenie domu.
Co oczywiste, ale chyba nie dla państwa Nowaków, sporo domowych urządzeń jest po prostu wetkniętych na stałe w gniazdko. Na całą dobę. Telewizory, komputery, kino domowe, zegarki, zasilacze, pralka, oraz szereg innych, cichych napędzaczy licznika energii. Wszystko to sprawia, że co miesiąc pan Nowak, nieco zgrzytając zębami wysyła przelew do energetyki – prawie ćwierć tysiąca złotych. Rocznie? Około 3 kawałków.
Znamy już mniej więcej stan bieżący. Dodam, że generalnie oświetlenie czy domu, czy ogrodu to mieszanina lamp fluorescencyjnych – czyli świetlówek – i klasycznych żarowych. Tyle w części I. W przyszłym tygodniu dowiemy się, ile poszczególne urządzenia zżerają mocy i czy tak musi być?
Mamy już stan obciążenia energetycznego państwa Nowaków. Nic nowego, w podobny sposób funkcjonuje większość rodzin. Mechanizm tej radosnej konsumpcji prądu jest dość prosty: nie widzimy na bieżąco, ile ciągniemy z „drutów”. W tabeli którą możecie państwo otworzyć sobie klikając na zdjęcie powyżej, widać wyraźnie, że dzienne wydatki to aż 8,33 zł! Tyle Nowakowie wydają na prąd, choć oczywiście mogliby mniej.
Tabela, prosta tabela którą przygotowałem na potrzeby niniejszego artykułu jest mocno uśredniona. Na przykład pralka w czasie średniego prania zużywa moc w 3 etapach: pierwszy to podgrzewanie wody w bębnie. Wtedy pracują grzałki i główny silnik, oraz elektronika, a maksymalna moc może przekroczyć 2,2 kW. Drugi – to „mieszanie” prania w bębnie + elektronika. Tu moc jest o wiele niższa, choć grzałka załącza się impulsowo do równoważenia temperatury. Oraz trzeci etap – płukania i wirowania – silniki pompy i bębna. Moc średnio niska. Przyjąłem dla kalkulacji, że w całym cyklu „pójdzie” 1 kW na godzinę.
Analizując to bardzo proste obliczenie widzimy, że największymi pożeraczami mocy są te fizycznie największe urządzenia. Nie uwzględniłem, a powinienem, innych odbiorników, jak piec c.o., mimo że gazowy, to jednak też biorący prąd, nie policzyłem dokładnie watomierzem poszczególnych wyników urządzeń i nie inwentaryzowałem ich jednostkowo, a zbiorczo. Solidny audyt to spisanie każdej najdrobniejszej żarówki, zasilacza, urządzeń ukrytych (na przykład czujka ruchu prócz żarówki zawiera w sobie elektronikę, która pobiera moc 24h/dobę), lub tych włączanych incydentalnie. Jak wiertarka pana domu.
Solidny audyt to także nie wierzenie podanym przez producenta mocom nominalnym i zmierzenie ich watomierzem, zarówno w stanie pracy jak i czuwania. O ile lampka nocna pobiera moc po włączeniu, a po wyłączeniu pstryczkiem już nie, o tyle na przykład większość urządzeń elektronicznych w czasie po wyłączeniu pilotem też tą moc bierze. Mało, ale… ale sumując już są to jakieś pieniądze.
W takim spisie z natury wszystkich odbiorników prądu ważny jest też ich średni czas pracy. I tu nieoceniona jest pomoc domowników. Musimy przyjąć jakieś kryteria do obliczeń – jeśli znamy pobór prądu lampy garażowej, to jeszcze musimy wiedzieć, jak długo ona pracuje. Tylko wtedy będziemy mogli rzetelnie zobaczyć, na co wydajemy nasze pieniądze.
W załączonej tabeli widzimy, że zaskakująco dużo kasy idzie na oświetlenie wewnętrzne domu. Wynika to z zastosowania lamp typu świetlówki oraz żarówki. Nawet te halogenowe ciągną ogromnie dużo w porównaniu do lamp ledowych. I tak przyjąłem średnią moc jednego punktu świetlnego na 25 wat. W przypadku świetlówek to dość sporo, odpowiada klasycznej żarówce o mocy 75 wat lub nawet 100. Tyle że taki sam strumień świetlny (w lumenach) jak żarówka 75-watowa, da nam 9-watowy led. Gdzie tu porównanie?
Oczywiście mówiąc o kosztach, pan Nowak od razu powiedział: Ale zwykła świetlówka kosztuje 7 złotych, a led aż dwadzieścia! Niestety, widać że dawno nie był w sklepie. O ile faktycznie ma rację co do świetlówek, o tyle ledy można już dostać w cenie około 10 złotych. Kupione w sieciach marketów są objęte 2-letnią gwarancją, a więc dość bezpieczne. Poza tym świetlówki mają o wiele krótszy w porównaniu do ledów czas życia i nie tolerują częstych włączeń. Jasnym jest, że nie ma sensu dawać leda tam, gdzie palić się on będzie kilka minut dziennie – na przykład w spiżarce. Niech sobie tam będzie klasyczna żarówka. Ale to jedyny chyba przypadek, gdzie nie warto inwestować w nowoczesne i trwałe oświetlenie.
Czy warto zatem wymieniać sprzęt na niskiej klasy energetycznej? A+++? I tak, i nie. W przypadku pralki, lodówki czy zmywarki radziłbym poczekać do naturalnego zużycia „starych” urządzeń i wtedy zaszaleć. Inne drobne urządzenia wymieniać powolutku, sukcesywnie. A zacząć od wyciągania z gniazdek niepracujących zasilaczy, komputerów, zastosować listwy z wyłącznikiem do telewizorów, oraz tych urządzeń, które pobierają moc mimo, że w danej chwili wcale ich nie potrzebujemy.
Na koniec mam niespodziankę. Pod tym linkiem http://goo.gl/forms/1ADG9sxXgG jest do wypełnienia ankieta. Prosta. Wśród osób które poświęcą na nią kilka chwil rozlosuję moją książkę, oraz… oraz jeden audyt domowego zużycia mocy z pomiarami oraz raportem. Warunek – dla mieszkańców powiatu trzebnickiego. Jeśli mieszkasz dalej – a chcesz mieć audyt – poproszę Cię o zwrot kosztów dojazdu w promieniu do 150 km od Trzebnicy.