Miłość starszych ludzi

Babcia MariaMiłość i jej atrybuty: czułość, przytulanie, gorące pocałunki, obdarowywanie się nawzajem kwiatami, wspólne wykonywanie właściwie większości z domowych czynności jest pokoleniowo ciągle jeszcze zarezerwowana dla młodych. Tak się składa, że nasze ortodoksyjne społeczeństwo zaakceptuje ogniste pocałunki na nadmorskim deptaku pary dwudziestokilkulatków, ale już odrzuci i wręcz napiętnuje analogiczne zachowania albo małolatów, albo osób w wieku kilkadziesiąt plus. Tak to już jest z Polakami. Utarte kulturowo stereotypy budzą w nas ortodoksyjne podejście do uczuciowości, każąc dyskryminować wszystko to, co wymyka się – jak uważamy – poza kanon dobrych obyczajów*.

Jakiś czas, dawno, dawno temu sporo chorowałem. Los nie dal mi postawy Herosa i mścił się zsyłanymi chorobami za nie wiem co. W końcu dał sobie spokój. Pomińmy dywagacje natury „dlaczego ja”? Po operacji kręgosłupa, tej samej gdy poznałem Ptaszynę, do pionu podnosiłem się kilka dni. Jak już na łamach mojego blogu pisałem, leżałem pod opieką doktora Janika na jednym z oddziałów szczecińskiego szpitala. Wraz z kilkunastoma innymi pacjentami. Taka kolonia chorych. Obok mnie, łóżko w łóżko leżał pan Stanisław. Nie był już młody. Ba, starość wyryła na jego twarzy sporo bruzd, choć siwe i gęste włosy mogłyby być powodem do zazdrości dla niejednego, dużo młodszego mężczyzny. Podobnie jak ja był po operacji. Różnica polegała na tym, że mnie usunięto z kręgosłupa lędźwiowego przepuklinę jądra miażdżystego, dzisiaj zabieg wykonywany przez studentów piątego roku medycyny, a jemu wywalono ponad połowę zżartego rakiem żołądka,.

Pan Stanisław cierpiał w milczeniu. Leżał bez ruchu i tylko od czasu do czasu pielęgniarka wchodziła i do kroplówki wstrzykiwała coś na uśmierzenie bólu. Oblicze mężczyzny, zwykle pozbawione wyrazu rozświetlało się jednak krótko po godzinie 16. Do naszej sali wchodziła wtedy podstarzała kobieta. Ze sporą nadwagą, z pooraną czasem twarzą, przesadnie wymalowana i przykryta nieudolnie wykonaną peruką sprawiała, że oblicze jej męża nabierało blasku się niczym lipcowy, bezchmurny poranek. Pani Leokadia siadała obok łóżka męża, i zwrócona do mnie tyłem, trzymając ukochanego za dłoń rozmawiała z nim. Póki nie mogłem wstawać, siłą rzeczy słyszałem o czym mówią. Właściwie były to wspomnienia, czułe, pełne miłości wspomnienia dwojga ogromnie kochających się ludzi. Ich splecione w delikatnym uścisku dłonie żyły. Widziałem, jak palce obojga pieszczą się po skórze, obwisłej ze starości i pomarszczonej. Ale oboje nie zauważali tego faktu, wpatrując się w czasie tych kilkugodzinnych widzeń sobie prosto w oczy. Mówiąc o przeszłości snuli plany o tym, co wydarzy się za rok, za dwa. Nie wspominali o jutrze…

Gdy Leokadia, wyganiana przez personel opuszczała naszą salę o zmierzchu, Stanisław smutniał, odwracał ku sufitowi i utkwiwszy spojrzenie w wygaszonych lampach czekał na pielęgniarkę z morfiną. Ta musiała przychodzić coraz częściej. Po dwóch dniach małżonkowie pożegnali się ze sobą. Płakałem po cichu słysząc, jak przyrzekali sobie miłość tak, jak czynili to w kościele po raz pierwszy kilkadziesiąt lat temu. Jak całowali się w usta z przejęciem nastolatków, jak ściskali sobie ręce gdy zabrakło słów. Mój czas w szpitalu dobiegał końca. Ptaszyna umarła, mimo modlitw o nią całego oddziału. O pana Staszka nie modlił się nikt. Bo czy Boga obchodził stary, i tak dochodzący swojego kresu mężczyzna?

Dzień, kiedy wychodziłem do domu, zastał kochające się małżeństwo jak zwykle pochylone ku sobie. Myślami będąc już w swoim pokoju widziałem dłoń pani Leokadii błądzącą palcami po skórze ręki męża. Tyle że on już nie odpowiadał tym samym. Musiał cierpieć, ogromnie cierpieć, w nocy często jęczał z bólu myśląc, że nie słyszymy. Do ostatniej chwili jaką pamiętam w szpitalu, trzymał fason. Kiedy wychodziłem, uśmiechał się do swojej groteskowo wymalowanej żony, choć jestem pewien, że da niego najpiękniejszej istoty na tym świecie. Od tej pory widząc pokryte wątrobianymi plamami ludzkie dłonie zaciśnięte w uścisku miłości zazdroszczę. Zazdroszczę im uczucia, które przetrwało nie tylko starzejące się ciało, ale także kretyńskie stereotypy pozwalające kochać tym młodym. I tylko im.

*Autor Jerzy Wilman

Tagi , , , , , , , , , , , .Dodaj do zakładek Link.

O Urszula

Jestem, podobnie jak inni, pasjonatką w pomaganiu innym ludziom.

Możliwość komentowania została wyłączona.